Tusia Travel
MEKSYK - 8 miejsc, które warto odwiedzić na półwyspie Jukatan

1. Tulum
Jakby ktoś zapytał mnie, jak wyobrażam sobie Meksyk, to zdecydowanie bez zastanowienia odpowiedziałabym, że właśnie jak Tulum. To miasteczko skradło moje serce pod każdym względem. Mnóstwo ekologicznych hoteli zbudowanych z drewna, które nie zużywają plastiku i oszczędzają energię w najbardziej możliwy sposób. Z zewnątrz stwarzają pozory niewielkich i kameralnych, a jak się okazuje, zaskakują swoją unikatową strukturą oraz ilością dóbr jakie czekają na gości w środku. Przepyszne dania ze świeżych produktów, oraz piękne koktajle, których ceny wcale nie są tak wygórowane jak wydawało mi się przed przyjazdem. Przeurocze butiki z typowymi dla tego miejsca plecionymi ubraniami w pastelowych kolorach oraz klimatyczne restauracje, które pod wieczór zamieniają się w turystyczne imprezownie.
Główna ulica, na której znajdują się najsławniejsze Hotele świata, takie jak: Azulik, Ahau czy Kanaan, jest niesamowicie uczęszczana przez tłumy zwiedzających przechodniów, taksiarzy, rowerzystów, skutery i auta, przez co tworzą się ogromne korki - więc tu zdecydowanie polecam wybrać się skuterem, aby uniknąć stania. Dodatkowo, ze względu na to, że droga ta jest piaszczysta, podczas suszy wszystko naokoło się nieziemsko kurzy, a podczas opadów - pojawiają się ogromne kałuże błota.
Warto także w ciągu dnia przejść się na spacer wzdłuż wybrzeża, gdzie słychać przebijające się różne rodzaje muzyki z pobliskich hoteli, w których do zachodu słońca odbywają się beach party. Tu od razu zaznaczę, że w każdym z tych obiektów wejściówka na imprezę kosztuje niemałe pieniądze, jednak w większości są one do wydania na barze. Sama plaża jest bardzo czysta i zadbana, jednak ze względu na spacerujące po niej tłumy, leżenie na niej z ręcznikiem nie należy do najprzyjemniejszych, więc tu zdecydowanie lepiej jest się wybrać na leżaczek do któregoś z tych klimatycznych hoteli.
To, co najbardziej podobało mi się w Tulum, to to, że wszystko wydaję się takie niepozornie malutkie i skromne, a w rzeczywistości te drewniane konstrukcje i ciepłe oświetlenia szybko sprawiają, że czujemy się poniekąd jak w filmie "Avatar". (Przynajmniej takie było moje odczucie).
Jakbym miała wrócić do Meksyku - Tulum na pewno znalazłoby się na liście moich "must visit".
*Nię będę Wam tutaj podawać żadnych szczególnych nazw hoteli ani restauracji czy kawiarni, ponieważ musiałabym je chyba wszystkie odwiedzić, żeby mieć jakiekolwiek porównanie. Jednak nie wątpię w to, że jak się tu wybierzecie, to każdy znajdzie coś dla siebie i będzie równie zachwycony :).
(kliknij w strzałkę na zdjęciu aby przewinąć)
2. Cancun
Totalne przeciwieństwo miejsca powyżej, jednak nie oznacza to, że gorsze. Wszystko zależy oczywiście od gustów. Położone na północy stanu Quintana Roo. Ogromne resorty dają o sobie znać już na samym wjeździe do tego dosyć intensywnie zurbanizowanego miasta. Tutaj już nie zobaczymy żadnych "eko" hoteli z drewna, tylko masywne mury z fontannami na wjeździe i wypielęgnowana zieleń na podjazdach ogromnych Hoteli, liczących nawet do 2000 pokoi.
Ze względu na ilość resortów i ich wielkość, ciężko jest dostrzec z drogi wody Zatoki Meksykańskiej lub jej nabrzeże, więc tu polecam wybrać się na spacer lub przejażdżkę po "Blvd. Kukulcan", na której znajdują się liczne punkty widokowe,
a wspomniane wcześniej resorty powodują, że czujemy się jak w muzeum ekskluzywnych budowli, które są warte podziwiania podczas jazdy.
Docierając do jednego z krańców cypla nabrzeża, znajduję się miejsce zwane "Zona Hotelera" - czyli tętniące życiem "centrum" Cancun, najczęściej uczęszczane przez turystów za dnia i nocy, ze względu na skupisko wszelakich restauracji, sklepików i straganów, oraz słynnego w tym obszarze klubu "COCO BONGO", który zawdzięcza swoją popularność dzięki licznym występom profesjonalnych artystów oraz przeróżnymi imprezami tematycznymi w ciągu dnia nad basenem.
To właśnie z Cancun odbywa się najwięcej wycieczek nurkowych oraz rejsów statkiem, na pobliską wyspę o nazwie "Isla Mujeres" - która słynie z rajskich plaż i przepięknej, krystalicznie niebieskiej wody.
3. Cenote Kin-ha
Dla niewtajemniczonych, wspomnę najpierw czym jest Cenota - czyli rodzaj studni krasowej, powstałej w sposób naturalny w skałach wapiennych, wypełniona słodką wodą. Są one połączone z podziemnymi zasobami wody gruntowej, które niekoniecznie zawsze widać na powierzchni.
Te najbardziej dostępne dla turystów są zazwyczaj duże i otwarte, lub schowane w skale, do których dociera się skacząc przez niewielki przesmyk lub schodami prowadzącymi do samej wody.

Nie wiem czy jest sposób opisać to najpiękniejszymi słowami lub zdjęciami, ponieważ widok na żywo zapiera dosłownie dech w piersi. Cenote Kin-ha, do których się wybraliśmy to dwie zupełnie różne formy tych studni. Pierwsza z nich jest totalnie schowana w głębi skały, do której można wskoczyć z 4 metrów, wejść schodami i nurkować z butlą. My zdecydowaliśmy się na skoki i snorkeling. Woda w środku jest bardzo orzeźwiająca, a ze względu na jej położenie i małą ilość światła słonecznego, w środku lata mnóstwo nietoperzy, które nadają temu miejscu jeszcze bardziej majestatyczny klimat. Po zanurzeniu się pod taflę wody, serce na chwilę zamarło, ponieważ moim oczom ukazały się ogromne formacje skalne schodzące na kilkanaście metrów w głąb cenoty, które były pokryte białym kolorem niczym sople, a ich rozmiar był 3 razy większy niż te na powierzchni.
Do drugiej cenoty jedzie się przez zarośnięty busz tropikalnych roślin około 20min.
Sama trasa jest niezłą wycieczką wśród natury. Dla odmiany tym razem była to olbrzymia odkryta Cenota, na której skonstruowane były platformy do skoków od 2m do 10m dla odważnych, oraz liny, przechodzące przez całą długość Cenoty, z których zjeżdża się jak na tyrolce, gdzie przy odpowiednim momencie należy puścić drążek i wpaść do wody. W takim miejscu można się naprawdę zmęczyć i wybawić, a po powrocie do głównego punktu sprzedaży wejściówek, jest możliwość zamówienia posiłku oraz napojów.
Ceny wejść zależą od tego, czy chcecie wejść do obu cenot wraz z transportem do drugiej, czy tylko do jednej, która jest w miejscu docelowym.
My zapłaciliśmy 400 meksykańskich pesos za całość, czyli ok 20$ za osobę.
4. Cenote Aldea
Można by pomyśleć, że się powtórzę, bo ile można pływać i opowiadać
o studniach, ale...
Zdecydowanie można i to mnóstwo razy! Tutaj trafiliśmy przypadkiem, głównie dlatego, że gdy pierwotnie zajechaliśmy do innej Cenoty, było w niej tyle turystów, że szybko odechciało nam się pływać wśród tłumów ludzi i studnia była tylko jedna, tak więc zapytaliśmy obsługę o coś bardziej kameralnego...i to był strzał w dziesiątke. 10 min jazdy i dotarliśmy do 5 różnorakich cenot Aldea, w których byliśmy zupełnie sami. Każda studnia skrywała w sobie inne widoki, przesmyki i podwodne tunele. Dodatkowo, nasz przewodnik był tak nimi zafascynowany, że pływał i skakał razem z nami, pokazując nam podwodne ścieżki do zamkniętych w skale dziur, w których można było przebywać. Przechodzenie z jednej do drugiej cenoty, to czas około 5-10 min wśród buszu, więc tu polecam zabrać ze sobą spray na komary oraz buty do wody. Wspomnę jeszcze, że przy pełnym słońcu woda w cenotach staje się tak krystalicznie błękitna, że aż przezroczysta, przez co czujesz się jak w magicznej bajce. Przeżycie niezapomniane i jedyne w swoim rodzaju, dlatego polecam wszystkim, którzy wybierają się do Meksyku.
5. Mayan Water Complex

Dla osób aktywnych i głodnych wrażeń, miejsce do którego warto przyjechać, aby pobawić się na przeszkodach lub tylko popływać na desce wakeboardowej. Dla nas wake był priorytetem wyjazdu, ponieważ jest to jeden z naszych "koników". Na terenie znajdują się dwa ogromne Wake Parki z pięcioma słupami, zarówno dla początkujących i zaawansowanych rajderów, gdzie można naprawdę nieźle się wyszaleć do upadłego. Przeszkody może nie są najwyższej jakości ale to chyba
jedyny mankament tego miejsca, więc da się to przeżyć. Strefa restauracyjna z widokiem na oba wyciągi sprawia, że nawet osoby niepływające mogą fajnie spędzić tu czas. Park nie należy do najtańszych, ponieważ pomimo niskiego sezonu zapłaciliśmy aż 400$ za osobę za 10 dni, przy czym można korzystać z wyciągu do utraty tchu od otwarcia do zamknięcia. Oczywiście istnieje też możliwość wykupienia całodniowej lub kilku godzinnej wejściówki na wyciąg,
a wstęp dla obserwatorów jest za free.
6. Playa del Carmen - 5th Avenue
O tej ulicy mogłabym napisać naprawdę sporo, jednak nie chcę Wam odbierać przyjemności z jej odkrywania, dlatego też nie będę opisywać Wam co dokładnie się na niej znajduje. To, co mogę zdradzić, to że dla osób lubiących dobrą zabawę, imprezy oraz nocne życie to miejsce jest idealne. Z kolei dla tych, co wolą spokojniejszy tryb życia, polecam tu wybrać się w dzień na spacer i dobry lunch.
7. Chichen Itza
Zacznijmy od krótkiego opisu dla niewiedzących: Chichen Itza - to prekolumbijskie miasto założone przez Majów, którego zachowane zabytki można podziwiać w południowej, zachodniej i północnej części półwyspu Jukatan, związane z ich wcześniejszą kulturą.
My wybraliśmy się do miejsca, w którym znajduje się Piramida Kukulkana - obiekt wpisany w 1988r na listę Światowego Dziedzictwa Unesco. Świątynia Wojowników, Grobowiec Kapłana i wiele innych.
Jadąc z Playa del Carmen trzeba przebyć ok. 2h 40min drogi, aby się tu dostać. Dodam też, że większość trasy była aktualnie w rozbudowie, więc nieustanne zwężenia powodowały wydłużanie się tego czasu. 80% turystów dociera do tego miejsca busami wraz z przewodnikami jako zorganizowana wycieczka, czemu wcale się nie dziwie, ponieważ zwiedzanie oraz trasa mogą nieźle zmęczyć.
Jadąc prywatnie samochodem warto wiedzieć, że na bramkach nie ma możliwości płacenia kartą, ani żadną inną walutą niż meksykańskie peso.
Ku naszemu szczęściu... Pan z Guardia Civil stojący przy szlabanie chyba spostrzegł nasze rozczarowanie, więc zostaliśmy potraktowani z przymrużeniem oka i daliśmy tyle ile zdołaliśmy wygrzebać lokalnej waluty i zostaliśmy wpuszczeni na autostradę.

Jeżeli chodzi o samo miejsce, byliśmy dosyć sceptycznie nastawieni, ponieważ na wejściu ogrom ludzi i kolejek sprawił, że nie do końca mieliśmy ochotę się przepychać pod jedną piramidą, próbując zrobić sobie zdjęcie.
Cóż to było za zdziwienie, gdy po wejściu, naszym oczom ukazało się mnóstwo przepięknych budowli, wielka przestrzeń i ciężka do opisania cudowna energia towarzysząca całemu miejscu. Ze spokojem spacerowaliśmy przyglądając się każdemu zabytkowi z osobna, a że dojechaliśmy na miejsce dosyć późno, po 2 h zwiedzania, okazało się, że jesteśmy w grupie niewielu turystów, którzy mają okazje podziwiać najsłynniejszą piramidę w tle zachodzącego słońca. To dopiero była magia...
Jestem bardzo ciekawa wrażeń innych osób, które tam już były, a także zachęcam Was do podzielenia się swoimi odczuciami w komentarzach pod postem. A dla tych, którzy będą wybierać się tam w niedalekiej przyszłości, po powrocie dajcie znać jak Wy odebraliście to miejsce.
8. Musa Muzeum
Ostatnie już miejsce na mojej liście, pomimo, że Meksyk jest pełen wspaniałych miejsc, których nie miałam niestety już czasu odwiedzić podczas tego krótkiego pobytu. Jednak pewne jest to, że jeszcze tu wrócę.
Musa - czyli skrót od Museo Subacuatico de Arte, jest to podwodne muzeum znajdujące się ok. 30min od Cancun, a 5min od przepięknej, malowniczej wyspy Isla Mujeres, na którą można dopłynąć łódką, jachtem, speedboatem czy większym statkiem, w zależności od potrzeb.
Na głębokości ok. 5-8m można zobaczyć aż 500 rzeźb na powierzchni 400m kw.
Są to głównie odpowiedniki sylwetek człowieka w skali 1:1 oraz dwa podwodne garbusy. Brytyjski artysta, stworzył to dzieło w celu odratowania ginącej w bardzo szybkim tempie rafy koralowej, wykorzystując do tego naturalne materiały oraz beton o naturalnym Ph, co sprawiło, że muzeum błyskawicznie stało się nowym domem dla wszelkiego rodzaju podwodnych stworzeń oraz odbudowy koralowców. Miejsce zdecydowanie warte odwiedzenia, nawet dla osób, które nie przepadają za nurkowaniem z butlą, ponieważ istnieje także możliwość zejścia do muzeum podwodną łodzią ze szklanym dnem lub spróbowania samego snorkelingu z maską i fajką.
Podsumowując, Meksyk mnie totalnie oczarował swoją gościnnością, naturą oraz tajemnicą, którą owiane jest wiele miejsc. Myślę, że nawet mieszkając tu przez wiele miesięcy, wciąż ciężko byłoby mi wrócić drugi raz w to samo miejsce ze względu na ilość atrakcji jakie posiada.
Moja "bucket list" jest jeszcze bardzo długa, jednak Meksyk ciągnie mnie do siebie po raz kolejny i już wiem, że gdy tylko nadarzy się okazja, z chęcią wrócę bez zastanowienia.